Podczas kręcenia Syriany najważniejsze było osiągnięcie przez każdego z aktorów jak najwyższego poziomu realizmu oraz dokładności kulturowej i regionalnej. Wiele postaci w filmie mówi w swych ojczystych językach, podczas gdy inni mówią w językach dla siebie obcych, przyprawionych akcentem odpowiednim dla pochodzenia postaci. Bardzo wiele wysiłku włożono w zapewnienie dokładności nie tylko słów, ale także akcentów i form odmiany wyrazów.
– Bardzo ważne dla nas wszystkich było pokazanie Arabów w sposób możliwie najbardziej realistyczny – tłumaczy producent Georgia Kacandes. – Byliśmy wyczuleni na fakt, że język jest dla ludzi ich powodem do dumy i chcieliśmy pokazać nasz szacunek do osób arabskojęzycznych, które będą oglądały ten film. W przeciwnym razie wyglądałoby to tak, jakby ktoś, kto niby pochodzi z nowojorskiej dzielnicy Brooklyn, mówił z południowym akcentem stanu Mississippi. W najlepszym razie odbiera to realizm filmowi, a w najgorszym – świadczy o tym, że autorzy filmu nie przejmowali się ludźmi, których w nim przedstawili.
Zespół produkcyjny zatrudnił grupę tłumaczy i nauczycieli dialektów. Niektórzy podjęli się pracy z anglojęzycznymi aktorami pochodzenia arabskiego, z których niektórzy nigdy nie byli w kraju pochodzenia swoich rodziców. Mimo że większość bliskowschodnich aktorów umiała mówić w języku arabskim czy urdu, był jeden aktor, który musiał nauczyć się arabskiego i farsi - sam wychował się w Kentucky i te języki słyszał tylko w telewizji.
Zadanie nauczenia George’a Clooneya posługiwania się płynnie językiem arabskim przypadło Samii Adnan, profesor lingwistyki sudańskiego pochodzenia z Londynu, która w filmie była głównym nauczycielem dialektów. – To ciekawe, bo nie ma żadnych łacińskich korzeni, nic, co można by podchwycić – relacjonuje Clooney. – Jeśli się mówi po włosku, którego to języka próbuję się uczyć, lub w jakimkolwiek innym europejskim języku, istnieją w nim słowa, dźwięki, które są choć trochę znajome. Musiałem nauczyć się nieco języka farsi, przyswoić trochę słów po arabsku i tego uczyłem się początkowo fonetycznie. Jednak nie może to być niezwiązana ze sobą zbitka słów. Trzeba więc znaleźć jakiś sposób, aby je powiązać ze sobą, coś przekazać za ich pomocą. To było trudne zadanie, ale także ciekawe i zabawne.
Dla Samii Adnan uczenie anglojęzycznych aktorów mówienia w arabskim dialekcie tak, jakby był to ich drugi język, było oczywiście znacznie łatwiejsze niż uczenie tych, którzy grali Arabów, mówienia tak, by brzmieli jak w ojczystym języku. – Na przykład książę Naser i książę Meszal to dwie najważniejsze role Arabów w filmie – wyjaśnia – jednak żaden z nich nie znał wcześniej arabskiego, a Alexander Siddig nie znał alfabetu arabskiego. Obaj zostali wychowani w Anglii i musieli przede wszystkich wyeliminować swój angielski akcent. Pracowali bardzo ciężko, nie tylko po to, aby mówić ze standardowym akcentem, ale także, by brzmieć jak prawdziwi książęta.
– Będąc aktorem angielskim – mówi Alexander Siddig, który gra Nasera – wyzwaniem podczas mówienia tekstu po arabsku było dla mnie nie tylko to, by widzowie arabskojęzyczni rozumieli, co mówię, ale także to, by rozumieli wszystkie niuanse postaci księcia, który kulturowo jest przecież elementem ich mentalności. W pewnym sensie wymagało to jednoczesnego zastosowania dwóch rodzajów aktorstwa dla różnych stylów.
Postacie młodych pakistańskich robotników naftowych, Wasima i Faruka, mówią z kolei w języku urdu. Mazhar Munir, który gra Wasima, zna kilka języków, w tym urdu, hindi, pendżabski, ale nie zna arabskiego. – Ich cechą było to, że mówią łamanym arabskim – mówi Samia Adnan. – Nie było to więc trudne – po prostu nauczyłam ich odmiany arabskiego używanej w Zatoce Perskiej i pozwoliłam go przekręcać, tak jak robią to początkujący uczniowie.
Chociaż Matt Damon mówi w filmie po angielsku, jako ekspert i analityk branży naftowej Bryan Woodman musiał stawić czoła pewnym skomplikowanym dialogom branżowym, które wymagały nieco tłumaczenia. Damon upewniał się, że rozumie każde słowo, jakie wypowiada. – Nawet jeśli dziewięćdziesiąt procent widzów uwierzy w to, co mówię, to pozostaje dwa procent tych, których chcesz przekonać, że jesteś ekspertem w tej dziedzinie – zauważa aktor. – Chciałem, żeby ludzie, którzy zajmują się dokładnie tym, co robi Bryan, obejrzeli film i poczuli, że moja rola jest wiarygodna.